Tłumacz/Translate

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Pogoda jest wredna. I logika też.

Witam.
Jak wszyscy wiemy, jestem głęboko przekona o tym, iż mamy coś około 20 listopada. Pogoda bynajmniej nie ułatwia mi  stwierdzenia, że dziś mamy 30 grudnia.
Dostałam "od Mikołaja" ołówki. Profesjonalne. Jakbym była profesjonalistką. Ale i tak piszczałam, aż popękały szyby.
Mój piękny zestaw ołówków. Niech teraz ktoś spróbuje powiedzieć, że moje prace to amatorszczyzna! Ha!
 Ola dla Oli. Obiecany portret. Przepraszam, że musisz skręcić głowę w... lewo? Prawo? Moja prawie-że-legendarna zdolność do mylenia kierunków atakuje ponownie.  Trochę staro mi wyszłaś. Nie wycieniowana, bo tak. O.
 Pierwszy rysunek rysikiem. Włoski. Jakże uroczo. Jak nie ma się pomysłu, to rude kudły się rysuje.
Nie podoba mi się ta dziwna linia.
Pracka konkursowa. Nie wygrała (chyba. Trochę nie łapię się w wynikach.) Manekin i jakaś sukienka. Badziewie. 20-minutówka. Chociaż sukienka mi się nawet podoba.
Coś od tak. Żadnej inspiracji. Nic. Anormalne oczy oraz usta. Źle wycieniowane. Aż się nie chce wypisywać błędów.
A ta praca mi się podoba. Nie wiem nawet czemu. Też spontaniczna. Nie ogarniam robienia zdjęć, więc rozmazane. Jak 90% procent innych zdjęć na blogu. Eh. Marna ze mnie artystka.
Ukradłam Mili włosy. Przyznaję się. Rysunek nie jest skończony, ponieważ coś mi w nim nie pasuje.
Niby w miarę poprawny, ale coś ma źle. Jak ktoś zauważy co, niech mi napisze w komentarzu.
 Sadie, już nowymi ołówkami, tj. węglem i sepią. Całkiem mi się podoba, jak na pierwszą pracę. Ma lekki wytrzeszcz, ale trudno.
Oko. Tylko węglem. Nie podoba mi się. Po prostu. Taki zapychacz notki.

Opka nie wstawię, ponieważ jego poziom jest żenujący.
DLACZEGO NIE WYSŁAŁAM POSTA WCZEŚNIEJ:
- lenistwo, za które wielce przepraszam.
- mała ilość rysunków
- brak dobrych chęci
- "prace domowe same się nie odrobią i pokój sam nie posprząta się przed świętami"
- czytałam "Pretty Little Liaras: Kłamczuchy". Inne niż serial. Emily jesy ruda, a Spencer to blondynka?! oAo
- czytałam "Jutro. Kiedy zaczęła się wojna". <3 Całkiem fajna książka. Zupełnie inna niż reszta książek.
- uczyłam się pierwiastków i chemii. Jak ktoś zhejtuje, do dostanie AsO3. do herbatki. (nawiasem mówiąc, Arsen (As) to mój ulubiony pierwiastek)
- odsypiałam szkołę. (największa aktywność życiowa: 23 - 02.)
Nic więcej na swoje usprawiedliwienie nie mam. To wszystkie logiczne powody. Mogę podać również nielogiczne. Ale tego jednak chyba nie zrobię, ponieważ jestem wystarczająco nielogiczna.
FIN
Szerunia/Arsenia
PS Kaju, sprawdź SPAM. Opko wstawię w ostateczności.
PS2 Może lepiej podpisywać się Arsenia? Co myślicie?
Teraz FIN definitywnie. Żegnam, epatując swoją artystyczną myślą twórczą, jeśli coś takiego istnieje.



-
 

wtorek, 10 grudnia 2013

Opowiadanka oraz kilka powodów dlaczego rysuków jak na lekarstwo. Lub nic.

Dzień dobry! (lub też zły, jak wolicie)
Rysunków mam mało, ponieważ:
- szkoła
- szkoła
- lenistwo mnie chwyciło
- zdobyłam Zagubionego Herosa
- muszę pisać
- szkoła
- przeczytałam jedynie piętnaście stron Xavrsa Wyrżyn
- wyszła następna część Zwiadowców, której jeszcze nie mam (tak, jestem dziewczyną i przeczytałam Zwiadowców. Nawet fajna książka)
- koty niszczą mi szkice
- cierpię na brak pomysłów
No. To chyba wszystko.
 Jedna z moich koleżanek. Trochę nieostre. Włosy, zęby oraz bluzka nie podobają mi się. Jednak wyszła w miarę podobnie. I to się liczy.
 Jeszcze nie skończona Annabeth Chase. Lekko innym stylem.  Nie chce mi się kolorować tych włosów.
Zapaćkane, nieostre, niewymiarowe. Jakaś dziwna dziewoja o nieurodziwym nosie. Pokrzywdziłam ją również paskudnymi ustami.
Koniec rysunków.

Czas na coś, na co wszyscy czekali! Pierwsza część mego opowiadania o podróżach w czasie, umieraniu, nadziei, etecera.

Na drzewie siedzi się bardzo wygodnie. Naprawdę. Szczególnie w takie słoneczne, letnie dni, jak dziś. Na niebie nie dostrzegłbyś najmniejszej chmurki – mogłam podziwiać jego piękną, błękitną barwę. Jedynym, co burzyło moją sielankę była świadomość, że niedługo irytująco głośno zabrzęczy szkolny dzwonek obwieszczając koniec przerwy.

                Jednak na razie siedziałam na grubym konarze starego orzecha i wystawiałam twarz do słońca. Z gałęzi wyżej zwisała głową w dół Mercedes, moja odwieczna przyjaciółka i współlokatorka.

                - Złaźcie wiewiórki, niedługo lekcje

Leniwie otworzyłam jedno oko. Na ziemi, znajdującej się około dwa metry poniżej moich stóp, stał James.

Trudno mi określić, czy jest on moim przyjacielem, czy może bratem. Znałam go podobnie jak Mercedes od urodzenia – chyba. Nikt z nas nie znał dokładnej daty swoich urodzin, obchodziliśmy je w dniu, w którym pojawiliśmy się na progu sierocińca.  W każdym razie nie pamiętam, abym ich nie znała, więc kiedy byłam mała twierdziłam iż są oni moim rodzeństwem. Słodkie, nieprawdaż? Co ważniejsze, uważam tak do tej pory. Może nie za rodzeństwo biologiczne, ale zawsze.

                - Tobie bliżej do wiewiórki, niż nam – odparła moja przyjaciółka robiąc aluzję do jego czupryny, przypominającej futerko wiewiórki. Ześliznęła się szybko z drzewa i poprawiła swoje proste włosy w kolorze mlecznej czekolady. Kilkoro czwartoklasistów grających w piłkę obok zaklaskało z podziwem. Brunetka ,przyzwyczajona do pochwał swej zwinności, uśmiechnęła się promiennie do dziesięciolatków.

                - Nie przesadź, bo jeszcze zemdleją – mruknęłam.  Wywróciła szarymi oczami. Stanęłam na gałęzi, po czym skoczyłam. Niestety, krzywo stanęłam przy lądowaniu, więc skręciłam kostkę. Mimo mało efektownego upadku również zostałam nagrodzona brawami. Krzywo wyszczerzyłam zęby i potarłam stopę.

                - Pospieszmy się, niedługo matma. Wiecie jak Sowa nienawidzi spóźnień. – Powtórzył James. Naszego nauczyciela nazywamy tak ze względu na jego złote, malutkie okularki w oprawkach w kształcie kółek. Wygląda w nich jak sowa.

                - Muszę jeszcze pójść na chwilę do Wyroczni – przypomniałam sobie. Unieśli brwi, ale pozwolili mi pójść.

Kilka słów o Wyroczni: nie ma ona żadnych nadprzyrodzonych mocy. Jest zwykłą dziesiątoklasistką, bardzo mądrą i pomocną, lecz zwyczajną. Tak naprawdę nazywa się Katrina.  Od pierwszej klasy kłóci się z Elizabeth, córką bankiera.  Szkoła podzieliła się na dwa obozy: za Elizabeth oraz przeciw niej.

Poszłam na tyły szkoły i przelazłam przez krzaki. Następnie przecisnęłam się pod zardzewiałą siatką. Kiedy podniosłam głowę moim oczom ukazał się piękny widok: kawałek zielonego trawnika porośniętego różnymi kwiatkami, kilka uschniętych drzew oraz błyskające jeziorko. Tak, zdecydowanie ten błotnisty kawałek szkolnego miasteczka marnował się. Na stercie starych opon, przywleczonych z domostw, siedziała Wyrocznia. Słuchała czegoś na słuchawkach, żuła gumę i gapiła się w niebo.

                - Wczoraj przyśnił mi się sen… - zaczęłam.

                - To źle? Ludzie na ogół mają sny. Lepiej spać, niż przewracać się bezczynnie w łóżku. – Zamilkła. Po chwili myślenia dodała: - Jak ja.

                - Przyśniło mi się, że stałam w ciemnej grocie. Obok mnie stali inni, nawet coś mówili, lecz ich słowa zlewały się w szum podobny do przesypującego się piasku. Nagle przede mną pojawiła się kobieta. Miała na sobie białą, zwiewną sukienkę, a jej jasne włosy unosiły się za nią, jakby wiał mocny wiatr. Nadawało jej to wygląd ducha. Powiedziała: „Zaufaj. Obroń. Przeznaczenie wypełnij. Zwróć czas tym, co go utracili” i rozpłynęła się. Jak myślisz, co to mogło znaczyć?

Zerknęłam na zegarek. Za pięć minut zacznie się lekcja! Wymyślałam jakąś wymówkę dla Sowy, kiedy usłyszałam szuranie ciężkich butów.

                - Idziemy. Za kilka minut mamy lekcje, prawda? – spytała i poszła dalej szurając swoimi wojskowymi obuwiem z demobilu. 

                                                                                              ***

Dopiero kiedy minęłyśmy gabinet dyrektorki, Katrina podniosła swój rudy jak marchewka warkocz i przypięła go spinką do głowy. W naszej szkole dziewczęta musiały splatać woje włosy w warkocze, więc ona, aby zachować oryginalność, upinała go. Tak naprawdę, nikt nie wiedział, po co to robi. Zapytana, mrużyła orzechowe oczy i syczała, że to nie nasza sprawa. W każdym razie, zatrzymała się.

                - Przyjdź po lekcjach, może coś wymyślę. Do zobaczenia, Caroline! – rzuciła i odeszła.

                                                                                              ***
Rozdział nr 1 był to.
Kawałek rozdziału nr2:
Katrina nie pojawiła się na łące. Już miałam odejść, gdy usłyszałam poirytowany, dziewczęcy głos: - Zostaw mnie!
Ostrożnie skradałam się w stronę źródła dźwięku. Wychyliłam głowę zza drzewa i zdusiłam okrzyk. Dziwne stworzenie wykręcało Katrinie nadgarstek, jakby próbowało coś z niego odczytać. Dziewczyna wykręcała się i wiła, usiłując nie dopuścić do tego. Owo stworzenie
wyglądało jak trójwymiarowy, żyjący, idealnie  czarny cień. Zdawał się pochłaniać światło.
W momencie, gdy podeszłam bliżej  poczułam strach. Nie taki, jak na widok pająka. Nie, ten był o wiele większy i bardziej pierwotny. Czułam, jak przestaję móc oddychać, a co dopiero logicznie myśleć. Mój umysł kulił się gdzieś w tylec czaszki. Jedyne co mogłam robić, to się bać. Chciałam uciec, zostawić to wszystko, uciec jak tchórz jak najdalej się da.
Nagle cień odwrócił się do mnie. Przedtem wydawało mi się, że nie ma oczu: teraz widziałam je zaś wyraźnie. Dwie, czarne dziury, jeśli to możliwe, jeszcze czarniejsze od reszty jego ciała. Połykały nie tylko światło, ale i kolory. Po chwili zaczęło uchodzić ze mnie życie; również je wciągały przerażające oczy. Cień zerwał coś z nadgarstka Wyroczni, a ona zaczęła kopać jeszcze bardziej rozpaczliwie. Jednocześnie starała się wyrwać lewą rękę i zasłonić nią prawą.
Zanim pochłonęła mnie czerń, ujrzałam jeszcze, jak potwór kiwa głową dziewczynie i znika.
***
To wszystko.
Żegnam.

niedziela, 1 grudnia 2013

Keep calm and read my blog

Zgadnijcie kto przeszedł do III etapu konkursu z polaka?!!
JA, oczywiście. Niestety, muszę przeczytać mnóstwo idiotycznych książek, więc i "Dowód" i "Kult Cthulhu" muszą poczekać. Podobnie jak OH i Xavras. Dodam kilka badziewnych rysunków i idę żreć ciasto na piernik. Anemik się nie pisze, niestety. Pisze się za to I część o demonicznym sierocińcu. Happy? Nie zginę okrutną i bolesną śmiercią?
Mam nadzieję, że nie.
Jeden z WIP forever.
Zacięło się, winc ni ma.
A było niezłe.
Wycieczka. Dlaczego to się trzęsie? OAO
Dziwna ręka. Reszta w miarę okej.
Studium twarzy Charlie z niepublikowanego opka. Who wants 2 read?

Heroskowe to-to. Wiedzieliście, że heros-diewczyna to nie heroska, lecz heroina? Tia, było tak dawno temu w mrokach średniowiecza. Whateva.
W każdym razie widzimy tu dwie wersje tego samego obrazka: digital i szkic. Przedstawiają one płacząco-zawodzącą heroskę trzymającą zwłoki swego przyjaciela/brata/chłopaka. Obok klęczy jego duch, próbujący ją pocieszyć. Niestety, digitalowa praca to WIPforever.


Ach, ta praca zajmująca 1/6 kartki.... Skóra mi się nawet podoba, minka też. Włosy są doskonałym przykładem na to, iż muszę jeszcze poćwiczyć.
Oko cienkopisowe. Kolorowane punktowo. Nawet ciekawe.
Dziewczynka z balonikiem. "Ach zobacz, jestem szczęśliwym dwuwymiarowym, czarnobiałym szkicem ładniejszym od Ciebie." Zapaćkane i słitaśne. Błe i ohyda jednym słowem.
Balonik jest pod dziwnym kątem, lecz załóżmy iż wieje wiatr. Deal w/ it.
Bardzo brzydki, paintowy rysunek. Na informatykę. Błędów wypisywać nie będę, ponieważ mój ojciec stwierdził poważnie, bez cienia uśmiechu, iż jest to transwestyta.

Fin.
Szerunia

 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Trochę różnych rysunków, informacji bezużytecznych oraz innego badziewia

Mam takie pytanie: czy ktoś słyszy różnicę między piosenkami Nirvany? Dla mnie brzmią prawie tak samo. O.o
Anemik się pisze, my dearest darling.
Niedługo do kin wchodzą nowe Igrzyska Śmierci. Jej.
Kupiłam sobie martensy. Oto one.

Zjadłam już wszystkie miętówki , więc natchnienia brak. JK, piszę i rysuję jak nakręcona.
Gram w realracing3. Fajna gierka. Moi kuzyni za to, że mi ją pokazali, dostali cukierki. Deal with it.
Czytam Trylogię Czasu.
Słucham Queen i Deep Purple (Mam fazę)
Czytam (?) RR.
No, to wszystko z bezużytecznych informacji o mnie.
Teraz czas na to, na co wszyscy czekaliście! RYSUNKI!!! Nie ma ich dużo, bo szkoła i lekarze.
Ma dziwne oczy i usta. Cieniowanie leży i kwiczy. Ogólnie mi się podoba.
Moja nowa OC, Kate. Inspirowana Anią M. Lekko dziwna jest. Sam lineart, bo aplikacja się zacięła po raz miliardowy.

Heroska na patrolu. Podoba mi się kurtka i włosy. Reszta, jak zwykle,
nienaturalno-brzydka. Na rękę nawet nie patrzcie. Acha, ona opiera się o drzewo. Wiem, nie wygląda.

That's all.
Czas na dedyki muzyczne!
A kind of magic, Queen - dla Julci
Show must go on, Queen - dla Plastycznej Siostry nr1
Smoke on the water, Deep Purple - dla Plastycznej Siostry nr2
cokolwiek Nirvany, wybierz sobie - dla Ani M.
Monster, Enimen & Rihanna - Julietta
Szerunia


 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Kałuża pod domem, czyli nawet nauka orbońskiego, glifów oraz pierwiastków mi nie pomogła.

Potrzebuję duże ilości straciatelli.
Jestem tak niewyspana, że zapomniałam, jaki symbol ma żelazo (Fe).
Lubię listopad, ponieważ:
- sweterki
- deszcz i zimno są dobrym powodem do niewychodzenia z domu
- można pić ogromne ilości herbaty i kawy
- zniżki na wyżej wymienione
- koty chodzą wcześniej spać (o słodki śnie, jakże mi cię brakuje)
- konkurs z polskiego
- konkurs z angielskiego
- ludzie nie mają co robić, więc jest więcej postów na blogach oraz RR.pl
Przepraszam za brak logiki w powyższym wyliczeniu, lecz mam humor jak kałuża przed domem.
A kałuże mają w nosie logikę.
Dobra. Koniec użalania się nad sobą. Zjem jeszcze trochę imperial mints i mi się polepszy.

Dwie twarze Kałuży. To jest mnie. Gdzieś wcięło mi pokolorowaną (w jednej trzecie) wersję. Dziwne. Nie podoba mi się, ale muszę czymś zapchać notkę.

  A to mi się podoba.  Mieszanie kolorków było strasznie uciążliwe. Pocieszacz. Niby śmieszne. Ta, normalnie zabawne jak ja.
Dziewoja z łukiem. Brzydka jak noc listopadzka. Paskudztwo. Nie lubię swoich rysunków.
Kolorowane cudownymi kredkami niszczącymi lineart. Cienkopis i woda to raczej kiepskie połączenie.

Czy histeryczny śmiech to oznaka szaleństwa? Mam nadzieję, że tak. Witaj psychiatryku, mój nowy domu!

Serafina. Mój bardzo stary ocet.  Aparat oczywiście zniszczył kolorki oraz twarz, ale dużo nie straciliście.


Koniec mąk. Przepraszam za beznadziejną notatkę, ale za nic nie chce mi się niczego robić. (bzdura pierwszorzędna. Brak logiki w zdaniu. Jestem do bani.)

Idę utopić się w morzu łez. Żartuję. Prawdopodobnie naładuję mp3, zjem kilka cukierków, napiszę jakiś filozoficzny tekst po orbońsku, poużalam się nad sobą i posiedzę na YouHacie. Ewentualnie zacznę czytać Xavras Wyrżyn. Albo Pirxa.
Dobranoc.

Kałuża










 

środa, 30 października 2013

wtorek, 29 października 2013

KONKURSY!!!

My Dearest Darlings,
nie mogę codziennie wrzucać postów. Mam życie, wbrew pozorom. Tak moi drodzy, nie jestem kompletnie uzależniona od rickriordan.pl, Olishii, drawcasta oraz paru innych rzeczy.
Skrzydła aniołów to ZuO wcielone. Spróbujcie je kiedyś narysować.
Nie ma to jak prawie godzinne powroty zapchanym, spóźniającym się autobusem.
Mam jeden badziewny rysunek dla jednej z moich Plastycznych Sióstr. Będzie wiedziała. Teoretycznie powinna być cała seria, ale jestem leniwa. Acha, no i mój KOCHANY, PRZECUDNY glitchcast, dramacast, datecast, drawcast. Smakowały rysuneczki nad którymi siedziałam po ok. 13 godzin? Mam nadzieję, że tak.
My mom said monsters does not exist. She was wrong. Jak ktoś zgadnie, z czego cytat, to coś dostanie. Może jakiś shoutout, portret, opko?
Miał być jeszcze z: Monsters are not under your bed. They're in your head. Ale złapało mnie lenistwo i nie narysowałam.
 
31.10.2013
Ktoś zgadnie, o co mi chodzi? Podpowiedź: film, na podstawie książki.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

sobota, 26 października 2013

Złamałam widelec, czyli radujcie się narody, coś napisałam!

 Złamałam widelec. Poważnie. Dziwne rzeczy mają miejsce w moim życiu. Kanapy pełne robali i żelków (Plastyczne Trio oraz Julietta wiedzą, o co chodzi), złośliwe przedmioty nieożywione (ach, jak ja cię loffciam mój tableciku), znikające w tajemniczych okolicznościach osoby (ponowne pozdrowienia dla moich Dwóch Plastycznych Sióstr), oraz szóstka z matmy (miny mej klasy: bezcenne). Słuchając drapania paznokciami po tablicy naszej polskiej muzyki w radiu (zgubiłam płytę Apocalyptyci. Smuteczek) melduję się na bloggerze. Przyszłam Was pomęczyć.
K, wrzucam rysunki, prolog i uciekam.
 Przepraszam, że krzywe, ale nie dało się obrócić. Niby Annabeth Chase. Dam jej jakieś dwanaście lat i nawet będzie okej. Rysowane suchymi pastelami. Nie wiem, ile się nad tym siedziałam, a nadal było krzywe i niesymetryczne, więc się poddałam i zostawiłam takie.



 Dzisiejsza digitalowa praca. Cały dzień mi zajęła, a anatomia nadal leży i kwiczy. Miało wyjść realistyczne. Well, ciągle jeszcze nie wszystko ogarnęłam nie ogarniam niczego. Mam wersję jaśniejszą, jak ktoś chce.
 Szkic z digitala. Sporo moich postaci ma minę "WTF?", nie wiem czemu...
 No cóż nie mam najmniejszego pojęcia wut's dis.
 
 
Nie dokończone (tablet się zbiesił) pół-żywe rodzeństwo, czyli powitajmy Biancę i Nica di Angelo!
Wg. mnie wyszli nawet fajnie, co prawda Pan Upiorów ma na twarzy nie zamierzonego karpia, a jego martwa siostrzyczka jest za mało przezroczysta, ale to taki szczegół.
Rodzeństwo namber tu, czyli Scarlet i Jason Fox my ordżinal karakters!!! Ich miny są dziwne, ale uznajmy, że tak miało być.

Rzeczone rodzeństwo po raz drugi, narysowane i wycięte. Lepsze chyba.
 
                       Acha, są bohaterami mego fanfiction do serii "Kroniki Rodu Kane" (The Kane Chronicles w oryginale, by Rick Riordan).



Prolog

Postać w czarnej sukni pochyla się nad kołyską i wyjmuje z niej śpiącą dziewczynkę. Całuje ją w blade czoło, delikatnie, aby nie wyrwać jej ze snu. Gładzi czarne, króciutkie włoski. Sięga do kieszeni i wyjmuje naszyjnik. Na cieniutkim rzemyku kołysze się egipski symbol życia – Anch. Odkłada dziecko do kołyski, pochyla się nad drugim łóżeczkiem. Tak samo uważnie zajmuje się chłopcem, daje mu ten sam prezent. Podarki różnią się tylko kolorem: chłopiec dostał biały, dziewczynka – czarny.

Nagle dziewczynka budzi się. Otwiera duże, zielone oczy okolone gęstym wianuszkiem długich, czarnych rzęs. Malutkie, różowe usteczka układają się w jeden wyraz:

- Mama

- Tak, mała Scarlet, mama. Jestem twoją mamą – szepcze kobieta i uśmiecha się smutno. Na myśl, że niedługo będzie musiała oddać Scarlet i Jasona, jej serce ściska się ze smutku. Scarlet zamyka oczy i ponownie zapada w sen. Słychać ciche skrzypnięcie drzwi. Kobieta odwraca się szybko. Wchodzi wysoki mężczyzna.

- Już czas – mówi tylko tyle i wyciąga ręce, gotowy odebrać rodzeństwo

- Muszę? – pyta kobieta ze łzami w oczach.

- Znasz przepowiednię – ponagla – Jedno życie nieść będzie…

- Tak, tak –odpowiada zniecierpliwiona – a drugiego śmierć będzie znakiem. Tylko skąd wiadomo, że to o nich chodzi?

- Są swoimi przeciwieństwami. Uwierz, tak będzie dla nich bezpieczniej.

- Jeśli tak mówisz… - zrezygnowana wyjmuje dzieci z kołysek i po raz ostatni całuje je w policzki. Podaje mężczyźnie rodzeństwo. Ktoś krzyknął – Idź już. Może jeszcze uciekniesz – dodaje nerwowo. Mężczyzna wskakuje przez okno. Wtem rozlegają się szybkie kroki na schodach. Kobieta wyjmuje sztylet – gotuje się do walki na śmierć i życie. Ktoś wyważa drzwi. Ciemna postać wbiega, rozgląda się. Kiedy widzi puste kołyski, rzuca nożem w kobietę. Ta krzyczy zaskoczona – nie spodziewała się tego. Morderca znika tak szybko, jak się pojawił. Po twarzy umierającej ofiary ściekają łzy, ciągle bezgłośnie powtarza imiona dzieci, jakby wołając o pomoc…   

 I tym optymistycznym akcentem zakończę.
                                                                         Szerunia





























  

niedziela, 6 października 2013

Szkoła mnie wykańcza...

Dzień dobry wszystkim hejterom!

Dedykuję tego posta Juli, która miała w piątek urodziny, oraz Ani M. za cudowną rozmowę na mordoksiążce. 
Okej, mam trochę tradycyjnego śmiecia oraz najnowsze didżitale. Przepraszam, że post dziś, a nie w piątek, ale prace domowe są ZUE.

Nienawidzę kolorowania . A lody straciatella są fajne.  Rozczytujecie mnie? Jak nie, to pisać w komentarzach. BTW ,aby móc skomentować, trzeba się zalogować.

Morduję się z tym draństwem od rana. Nawet mi się podoba, ale nienaturalny koloring psuje wszystko.


Przerysowane z katalogu z modą. Nie pytajcie. Czepnę się ręki i dziwnego rozmazania twarzy.
Ćwiczenia z perspektywy linearnej zbieżnej. FAIL, jak widać, ale trudno. Rysowałam bez linijki.
Rozmazane zdjęcie rysunku rysowanego kredkami akwarelowymi. Tak, zgadzam się, że to gówno jakieś jest
To chyba z kwietnia jest. Zero proporcji, krzywe i rozmazane.
Buźka niby-realistyczna + niby-Jula = 3 godziny zajęte. Tak moi drodzy, ten szit zajął mi 3 godziny.
I jeszcze go nie skończyłam
Bazgroły z polskiego. Czy tylko ja nie lubię i polskiego ,i matmy?

No coś jakby Afrodyta. Nie za piękna jest. Rysowane markerami.
Thalia Grace z PJiBO (moje wyobrażenie). Wczoraj skończyłam ostatnią część. A co do rysunku... krzywe oczy, długa szyja i brzydki koloring raczej nie poprawiają estetyki obrazu.


Przepraszam za badziewność posta, ale przed chwilą napisałam wypracowanie z polaka i nawet straciatella nie poprawiła mi humoru.
 Szerunia z dołem.

PS (Dla chętnych) Polecam
"Die, die, my darling"-Metallica (cover)
"Still loving you" - Scorpions
"Welcome home" - Metallica
"One"- Metallica
"November rain"- Guns'n'roses
"Mother Russia" - Sisters of Mercy